Blade Runner 2049 – Recenzja
Blade Runner 2049 zapomniał o swoim oryginalnym, polskim tytule – Łowca Androidow. Trudno powiedzieć skąd ta decyzja, w końcu tytuł w przeciwieństwie do oryginału dobrze opisuje to kim jest Deckard. Choć w sumie może to i lepiej niż Tańczący z Ostrzami albo nie wiem… Szklana… Szklany Biegacz. Przez to, że Ridley Scott był zbyt zajęty pracą nad dwudziestoma sequelami Obcego by zabrać się za Blade Runnera, wyrwano z jego starych sequel do, zdaniem wielu ludzi, jego najlepszego filmu. Zamiast niego reżyserią zajął się Denis Villeneuve. Ciężko krytykować te decyzję, w końcu Villeneuve regularnie wyrzuca z siebie dobre filmy. Tak jest i tym razem, choć nie bez istotnych problemów.
Nowy Blade Runner to prawdopodobnie najpiękniejszy film tego roku. Widać w nim styl Villeneuva, od kolorysytki, którą wykorzystywał w Enemy, do długich, budujących mrok i pokazujących świat panoram, które przytłaczały w Arrival. Zadbano o poczucie faktu, że znajdujemy się w tym samym świecie, który stworzył Ridley Scott. Fakt rozwoju technologii w naszym świecie pozwolił na pokazanie podobnego rozwoju w filmie. Co ważnie nie polega to na powtarzaniu cytatów i motywów, reżyser nie macha do nas ręką krzycząc „Pamiętasz te świecące parasolki?”, zbyt dosadne odniesienia mogłyby wyrzucać z akcji filmu. Obok zdjęć, w Łowcy Androidów można zobaczyć mistrzowskie aktorstwo. Jared Leto w swojej niewielkiej roli jest magnetyczny i przerażający. Nie mam pojęcia co zrobił ze swoim głosem, czy był wspomagany technologią, czy tak go zmienił, ale brzmi, jakby pochodził z głośnika, a nie ze strun głosowych. Po dymiącym koszmarze jakim był jego Joker powrócił do formy i przypomniał, jak wielki jest jego talent. Ryan Gosling jako… czło… repl… jako istota stojąca w centrum fabuły staje się fundamentem klimatu filmu, spokojny, tajemniczy i mroczny. Gosling udowania, że połączenie go ze stylowymi kurtkami zawsze kończy się sukcesem. Największą zagadką był Harrison Ford, któremu od lat nie chce grać się w filmach, więc zazwyczaj po prostu przetacza się przez plan zdjęciowy mamrocząc niezadowolony z faktu, że nie może siedzieć w domu. Tym razem jest o wiele lepiej, choć źle się ogląda 75 latka, który próbuje się bić.
Zważając na to, jak tajemnicze są zwiatuny do tego filmu, wolę nie mówić zbyt wiele o fabule. Podobnie jak w oryginale, mamy do czynienia ze śledztwem prowadzonym przez Blade Runnera, tym razem jest nim oficer grany przez Ryana Goslinga. Pojawiają się tu pewne problemy. Gdy Gosling zdobywa nową informację dowiadujemy czegoś bardzo ważnego, a następnie spędzamy dobrą godzinę na tym, by zrozumiał, że ta informacja jest prawdziwa. Cały ten proces zdaje się zbędny przez to, że znamy już tę informację i czekamy, aż Gosling też łaskawie ją przyjmie do wiadomości. Po tym film wraca na dobre tory, ale odczucie znudzenia pozostaje. Z tego powodu Blade Runner 2049 jest genialnym filmem sci-fi, ale problematycznym kryminałem. Co jest już tradycją dla filmów Villeneuve’a, jego najnowszy film jest zbyt długi. Rozumiem, jak ważna jest budowa klimatu, ale Gosling naprawdę nie musiał wolno chodzić przez każdą otwartą przestrzeń, na którą trafił. Nie ma miejsca, przez które nie chciał przejść bardzo wolno z muzyką w tle. Nie ważne czy jest to pustynia, środek miasta, czy zniszczony budynek, Gosling tam się pojawi i przejdzie tam bardzo powoli. Na szczęście, ta muzyka jest naprawdę dobra, więc oglądanie powolnego chodzenia nie jest aż tak złe. Nadal uważam, że soudrtackiem powinni się zająć Perturbator albo Kavinsky, ale biorę to co mam.
Blade Runner 2049 nie będzie tak wżnym filmem jak oryginał, choćby przez sam fakt, że jest sequelem, nawet jeśli jest lepszy od oryginału. Jest też filmem, który pokaże szerszej widowni, jak wielki talent ma Denis Villeneuve, co ciężko uznać za wadę. Jest pięknym, wizualnie mistrzowskim filmem, który cierpi na problemy w strukturalnym montażu. Po premierze jego najnowszego filmu, najlepszym moim zdaniem filmem Villeneuve’a nadal jest Enemy. Jest to też jego najkrótszy, najbardziej spójny i skupiony film, bez choćby jednej zbyt długiej lub niepotrzebnej sceny. W Blade Runner 2049 tego skupienia brakuje. Villeneuve tak bardzo chce popisać się swoimi umiejętnościami pokazują swoje panoramy, odmienne lokacje i kolorowe hologramy, że zapomina o tym, że powinien opowiedzieć historię.
Ale Oskar za zdjęcia pójdzie do Dunkierki.
Recenzja dostępna też na Youtube