niedziela, 12 listopada 2017 12:00

Suburbicon – Recenzja

Jak dobrze żyło się w dawnych czasach, gdy wszyscy byli szczęśliwi i nikt nie miał problemów. Czasy, w których dobra, prawdziwa rodzina mogła ze spokojem zamieszkać w pięknym domku na przedmieściach, bez kłótni, bez kłopotów z pieniędzmi i bez czarnych sąsiadów. Czasy, gdy nikt nie bał się wyjść wieczorem z domu, a drzwi nie musiały być zamykane na klucz. Te dobre lata, które już nigdy nie wrócą. Chyba, że to wszystko nieprawda i zło istniało od zawsze, niezależnie od czasów i siły nostalgii. Taką rzeczywistość pokazuje George Clooney w filmie Suburbicon.

 

 

George Clooney wyciągnął genialne rolę z wszystkich aktorów, którzy pojawili się w filnie. Matt Damon pokazał postać, która próbuje ukryć swoje emocje, w każdej scenie jest o krok od wybuchu. Trudno uwierzyć jak wiele dla aktora mogą zmienić okulary – Damon w okularach zmienia się w smutnego, rozbitego człowieka, nie radzącego sobie ze zmianami w życiu. Juliane Moore jest przesłodzoną, stereotypową żoną wydartą z reklam lat ’50, jest zawsze uśmiechnięta i gotowa do zrobienia herbatki, a za tym uśmiechem zawsze coś się kryje. Każde zdanie, jakie wypowiada Oskar Isaac jest skroploną i wydestylowaną charyzmą. Mógłbym rzucić banałem i powiedzieć, że kradnie każda scenę w filmie, problem w tym, robią to wszyscy. Suburbicon to Parlament aktorstwa, tutaj każdy kradnie. Clooney popisał się też po wizualnej stronie filmu. Potrafi budować napięcie dzięki zmniejszaniu ilość światła w głównym miejscu akcji – w końcu im ciemniej, tym bardziej tajemniczo. Clooney jest subtelnym reżyserem, nie musi pokazywać długich zbliżeń, by skupić naszą uwagę na to, co chce nam pokazać. Zamiast tego wierzy w inteligencję swoich widzów, dzięki czemu może zająć się dalszą budową napięcia, bez upewniania się, czy wszyscy wiedzą co się dzieje. Trzymając się lat ’50 wykorzystał muzykę, jaką można było usłyszeć w filmach z tych czasów, co pomaga to w utrzymaniu filmu w konkretnej epoce. 

 

Scenariusz do filmu napisany był przez braci Coen, co jest oczywiste dla każdego, kto kiedykolwiek widział ich filmy. Widać ich czarny humor, przeciętnych ludzi trafiających w nieprzeciętne sytuacje, niechęć bohaterów do przyjęcia wszechobecnego mroku. Nie dziwi mnie, że nie chcieli zająć się reżyserią tego scenariusza – momentami tak przypomina ich wcześniejsze filmy, że Suburbicon można uznać za kopiowanie samych siebie. Trudno uznać to za wadę, gdy film jest tak dobry. Intryga jest świetnie prowadzona, a zwroty akcji pozwalają na wiele emocji. Do standardowego pakietu kryminałów braci Coen wchodzi humor. W przypadku Suburbicon opiera się na zestawieniu lekkiego, przesłodzonego obrazu amerykańskich przedmieść z mrokiem kolejnych, coraz to gorszych i brutalniejszych wydarzeniach. Komedię można znaleźć w przeżywaniu żałoby, wykrzykiwaniu gróźb i niezręcznej ucieczce z miejsca zbrodni. Suburbicon nie oddziela od siebie scen poważnych i humorystycznych, w jednej chwili można bać się o życie bohaterów i śmiać się z groteskowej sytuacji, w jakiej się znajdują.

 

 

W filmie pojawia się drugoplanowy wątek, którego istnienia nie rozumiem. Z zainteresowaniem obserwowałem rozwój wydarzeń gdy film zaczął bez konkretnego powodu skręcać w inną stronę. Obok głównego wątku przez film przetacza się historia rodziny czarnoskórych, którzy wprowadzają się do Suburbicon. Wątek ten został dopisany do oryginalnego scenariuszu barci Coen. Wyglądało to jakby ktoś usłyszał o Get Out i pomyślał – „Ja też tak umiem! Opowiem o rasistach i że to brzydale są!”. Film wali swoim kijem przesłania jak Steve w Demogorgona. Nie wiem dlaczego ten wątek został dopisany do oryginalnego scenariusza, jest niepotrzebny i biegnie jakby równolegle do głównego wątku, bez wyraźnego wpływu na pozostałe wydarzenia. Nie rozumiem potrzeby tłumaczenia faktu, że rasizm jest zły, każdy, kto tego nie wie jest prawdopodobnie tak głupi, że nie będzie w stanie wymówić tytułu tego filmu. Wydaje się, że aby dać miejsce na ten motyw, zdecydowano się na usunięcie części scenariusza, w szczególności na początku filmu. Wprowadzeni jesteśmy na nasze utopijne osiedle i zanim zdążymy poznać kogokolwiek, wrzuceni jesteśmy do środka akcji. Z tego powodu niemożliwe jest poznanie postaci sprzed tego wydarzenia, utrudnia to pokazanie wagi ich przemiany.

 

Suburbicon zaczął jako kolejna, udana czarna komedia od braci Coen. Gdy nad filmem zaczął pracować Clooney postanowił dodać do niego coś więcej i pokazać, że dawne czasy nie muszą być perfekcyjne, a rasizm był i nadal jest poważnym problemem amerykańskiego społeczeństwa. Udało mu się pokazać jedną z tych rzeczy. Nostalgia sprawia, ze ludzie zapominają o problemach dawnych czasów i ta obserwacja jest celna i prawdziwa. Rasizm to poważny problem, ale tu jego ocena jest wrzucona na siłę i nie ma wpływu na resztę historii. Gdyby Clooney skupił się wyłącznie na jednej z wiadomości, które miał przekazać, film sporo by zyskał. Na szczęście ten dodatkowy wątek nie psuje radości z oglądania nowej czarnej komedii autorstwa Coenów. Suburbicon to znakomicie zagrany kryminał i jedna z najlepszych komedii tego roku.

 

Ocena: 7\10

 

Moje recenzja można też zobaczyć na YouTube:

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.